Jak Roman Protasiewicz stał się celem dezinformacji
- Ten artykuł jest starszy niż rok.
- Opublikowano 18/06/2021, 15:36
- Zaktualizowane w 21/06/2021, 12:29
- Przeczytasz w ciągu 9 minut
- Autor: Ladka MORTKOWITZ, AFP Słowacja, AFP Polska
- Tłumaczenie: Natalia SAWKA
Copyright © AFP 2017-2025. Jakiekolwiek komercyjne wykorzystywanie powyższych treści wymaga subskrypcji serwisu. Więcej informacji znajdą Państwo pod tym linkiem.
Roman Protasiewicz to białoruski dziennikarz i były redaktor naczelny kanału Nexta na Telegramie, który ma ponad 2 mln obserwujących i odegrał niezwykle ważną rolę w przekazywaniu informacji o protestach przeciwko prezydentowi Białorusi Aleksandrowi Łukaszence w 2020 r. Nexta to jeden z najpopularniejszych kanałów białoruskiej opozycji.
Protasiewicz 23 maja 2021 r. został aresztowany przez władze Białorusi po tym, jak lot Ryanair 4978 przed wejściem w litewską przestrzeń powietrzną został przechwycony przez białoruski myśliwiec i zmuszony do lądowania w Mińsku. Oprócz Protasiewicza aresztowana została również Sofia Sapiega – jego partnerka.
Na początku czerwca Protasiewicz udzielił półtoragodzinnego wywiadu dla białoruskiej rządowej stacji telewizyjnej ONT. „Wszystkie takie wywiady są tworzone pod presją” – komentowała wtedy białoruska działaczka opozycyjna – Swiatłana Cichanouska. 14 czerwca Roman Protasiewicz powiedział na konferencji prasowej, że czuje się dobrze i nie został pobity. Według białoruskiej opozycji było to jego kolejne wystąpienie pod przymusem.
Aktywista ma 26 lat.
Dezinformacja o Protasiewiczu
Zdjęcia, artykuły, posty na Facebooku oraz tweety donosiły pod koniec maja, że młody Białorusin jest sympatykiem, albo nawet i członkiem neonazistowskiego ruchu. Tego typu publikacje pojawiały się nie tylko w języku polskim, ale i słowackim, czeskim, bułgarskim oraz wegierskim.
Niektóre z tych publikacji były jawnymi kłamstwami, jak na przykład zdjęcia, które tak naprawdę nie przedstawiały Protasiewicza, a zupełnie inne osoby. Inne mieszały prawdę z niesprawdzonymi lub nieudowodnionymi stwierdzeniami, aby wzmocnić narrację, że aktywista jest niebezpieczny i zasługuje na pobyt w białoruskim areszcie.
Dziennikarze AFP przyjrzeli się bliżej tym zarzutom i rozmawiali z przyjaciółmi, członkami rodziny, współpracownikami i znajomymi Protasiewicza. Rozmawialiśmy też z osobami, które znajdują się na wspomnianych zdjęciach. W naszej ocenie, wyłania się z tego duża ilość kłamstw, częściowych prawd, a także bezpodstawnych oskarżeń.
Co na pewno jest fałszywe
W mediach społecznościowych zdjęcia z dwoma chłopakami, którzy trzymają flagę i wykonują hitlerowskie pozdrowienie pojawiły się 24 maja. Według autorów publikacji jednym z chłopców jest Roman Protasiewicz.
To nieprawda. Dzięki funkcji odwrotnego wyszukiwania grafiki w Google’u udało nam się stwierdzić, że fotografia była udostępniana w kwietniu 2015 r. na rosyjskim forum internetowym o nazwie „Peremogi”.
Zdjęcie było sławne także podczas protestów w Białorusi w sierpniu 2020 r., kiedy to opozycja oskarżyła Aleksandra Łukaszenkę o sfałszowanie zwycięstwa w wyborach na prezydenta. Jednak nie pisano wtedy, że na fotografii widać Romana Protasiewicza. Autor wątku na forum wskazał, że osobą z prawej strony jest Konstantyn Achromenko i opublikował link do jego profilu w rosyjskim portalu społecznościowym VKontakte.
Dziennikarze AFP skontaktowali się z Achromenką, który cztery lata temu wyemigrował z Białorusi i obecnie studiuje w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Achromenko potwierdził, że zdjęcie zostało zrobione około 10 – 12 lat temu, gdy miał 15 lat. Jednocześnie podkreślił, że obok stoi jego przyjaciel.
– Nigdy nie byliśmy nazistami – powiedział AFP i dodał: – Kilka takich zdjęć zrobiliśmy dla zabawy, bo białoruska państwowa propaganda nazywała nas nazistami. Skasowaliśmy je dawno temu, a potem zupełnie o nich zapomniałem. Nigdy nie powinny pojawić się w internecie. Jest mi bardzo wstyd, że tak się stało.
Hełm z symbolem SS
Kolejne popularne zdjęcie udostępnione 26 maja, przedstawia chłopca w wojskowym mundurze z hełmem, na którym widać symbol SS, (niem. Die Schutzstaffel) używany w paramilitarnej formacji nazistowskiej działającej pod rządami Adolfa Hitlera w nazistowskich Niemczech.
Kolejny raz dzięki funkcji odwrotnego wyszukiwania w Google’u, udało nam się wychwycić liczne, w niektórych przypadkach prorosyjskie, artykuły i tweety (1, 2, 3, 4), które informują, że osoba na zdjęciu nazywa się Edward Łobow, który rzekomo jest jednym z liderów białoruskiego ruchu młodzieżowego „Młody Front”.
Łobow, to były białoruski więzień polityczny, który został skazany w 2010 r. na cztery lata do kolonii karnej za sprzeciwianie się reżimowi Łukaszenki. Pięć lat później ogłosił, że chce walczyć po stronie prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy. W 2017 r. umieścił wspomniane zdjęcie na swoim profilu w platformie społecznościowej VKontakte, a w opisie do zdjęcia napisał „Moje zdjęcie”.
Przyjrzeliśmy się profilowi Łobowa bliżej. Na profilu VKontakte nie ukrywa swojej sympatii dla skrajnej prawicy. Regularnie udostępnia publikacje takich stron jak „White Pride” czy „Prawo białych do broni”. Na powyższym zdjęciu wyraźnie widać, że to on, a nie Roman Protasiewicz. Niestety nie udało nam się z nim skontaktować. Łobow nie odpisał na nasze prośby o komentarz.
Powiązania z ukraińskim Azowem
W Polsce od 23 maja bardzo popularne stały się informacje, według których Protasiewicz miał być rzekomo powiązany z „neonazistowskim batalionem Azow”.
Tego typu informacje pojawiły się również 25 maja w materiale rosyjskiej stacji telewizyjnej Rossija 24.
Azow to skrajnie prawicowa jednostka wojskowa (1, 2) będąca częścią Gwardii Narodowej Ukrainy (NGU). Została utworzona w 2014 r. po tym, jak Rosja zajęła Krym, a ukraińskie wojsko było niedofinansowane i źle wyszkolone. We wrześniu 2014 r. batalion został przekształcony w pułk.
– Dowódcy Azowa i wielu jego pierwszych bojowników wywodzili się z ukraińskiej skrajnej prawicy – powiedział AFP 27 maja Michael Colborne, członek międzynarodowej grupy śledczej Bellingcat i dziennikarz zajmujący się skrajną prawicą w Europie Wschodniej, który obecnie pisze o Azowie książkę.
Według Colborne’a, w Azowie znajdują się „mocne neonazistowskie elementy”, jednak nie wszyscy mają „skrajnie prawicowe poglądy”. Dziennikrarz stwierdził również, ze skład osobowy tej jednostki jest „trudny do określenia – pod pewnymi względami dość niejednorodny, choć wyraźnie skrajnie prawicowy”.
Bojownik czy dziennikarz?
Według autora publikacji na Facebooku, Protasiewicz wstąpił do „neonazistowskiego batalionu Azowa” i brał udział w „operacji antyterrorystycznej przeciwko ludności Donbasu”. Źródłem tych treści ma być rosyjski blog, którego autorką jest osoba podpisująca się jako „Diana Mihailova”.
Istnieją dowody na to, że Protasiewicz rzeczywiście był na terenach wschodniej Ukrainy w 2015 r., gdzie część tego czasu spędził z Azowem. Potwierdził to na Telegramie były dowódca Azowa Andrij Biłecki, jak i rzeczniczka pułku Anastazja Rymar. Podkreślili jednak, że Protasiewicz relacjonował wtedy działalność jednostki i nie brał aktywnego udziału w walkach.
Był tam „tylko jako dziennikarz i relacjonował działania na froncie” – napisała w emailu do AFP 26 maja rzeczniczka Azowa. „Tak, Roman naprawdę walczył z Azowem oraz innymi jednostkami wojskowymi przeciwko okupacji Ukrainy. Był z nami pod Szyrokino (wioska na wschodzie Ukrainy, niedaleko Mariupolu, przyp. red.) gdzie został ranny. Jego bronią jako dziennikarza nie był karabin maszynowy, lecz słowa – napisał były dowódca na Telegramie.
Vladislav Sobolewski, szef sztabu Azowa w latach 2014 – 2017 powiedział AFP, że Protasiewicz dołączył jako dziennikarz, aby „pomagać Ukrainie, a w przyszłości własnemu krajowi”.
– Jego poglądy były takie, że „Łukaszenka musi odejść, a Białoruś powinna być wolna” – powiedział Sobolewski w rozmowie z nami, odnosząc się do władzy Aleksandra Łukaszenki, który rządzi krajem od 1994 roku.
W sieci udostępniane jest również wideo opublikowane w 2015 r. i pokazujące mężczyznę podobnego do Romana Protasiewicza, któremu wojskowi opatrują ranę. Mężczyzna nie ma na sobie wojskowego munduru.
Jak wskazuje unijny ośrodek EU vs Disinfo, który od kilku lat tropi przykłady rosyjskiej dezinformacji w internecie, mamy do czynienia z celową próbą „oczernienia” Protasiewicza w sieci. Portal przeanalizował kampanię dezinformacyjną przeciwko Protasiewiczowi (1, 2), porównując tę taktykę oczerniania do metod stosowanych wobec osób, które krytykują politykę Kremla np. takich jak Aleksiej Nawalny.
– Mój syn jest i zawsze był dziennikarzem. W Donbasie był jako dziennikarz, który wykonywał swoją pracę – powiedział ojciec aktywisty Dymitry Protasiewicz 27 maja podczas konferencji pasowej.
AFP zapytała ojca Protasiewicza, czy jego syn uzyskał status uchodźcy w Polsce. – Roman nam o tym nie powiedział. Wiemy, że ubiegał się o status uchodźcy, ale potem przeniósł się na Litwę, więc nie wiem czy kiedykolwiek go dostał – powiedział Dymitry Protasiewicz w rozmowie telefonicznej 26 maja.
We wrześniu 2020 r. Roman Protasiewicz w wywiadzie dla rosyjskiego kanału na YouTubie „VDud” mówił, że nie brał aktywnego udziału w protestach w Ukrainie w latach 2013 – 2014. Poniżej przytaczamy fragment rozmowy youtubera z Protasiewiczem:
– Byłeś tam jako obserwator, tak?
– Tak, nie brałem udziału w walkach. Nie rzucałem koktajlami Mołotowa, kamieniami czy innymi rzeczami. Stałem z boku – odpowiada youtuberowi Protasiewicz.
– Euromajdan w Ukrainie, w państwie, które nie jest twoim krajem. Teraz próba rewolucji w Białorusi…
– Jest tego więcej. Z kamerą spędziłem rok w strefie ATO (Antyterrorystyczna operacja na wschodzie Ukrainy, przyp. red.) – wtrąca Protasiewicz.
– Jako dziennikarz?
– Tak.
– Nie brałeś udziału?
– Nie, zostałem wtedy postrzelony. Ale przez wszystkie te lata wykonywałem dziennikarską robotę.
W mediach społecznościowych były również popularne zdjęcia młodego mężczyzny w mundurze wojskowym. Inne pokazywały mężczyznę trzymającego karabin Kałasznikowa. AFP nie była w stanie zweryfikować, czy osobą na zdjęciu rzeczywiście jest Roman Protasiewicz.
O dezinformacji, która pojawiła się w mediach społecznościowych na temat Romana Protasiewicza pisaliśmy również na początku czerwca.
Zastanawiasz się czy informacja jest prawdziwa? Napisz do nas. Sprawdzimy
Skontaktuj się z nami