Ulotka negująca pandemię przekazuje wiele nieprawdziwych informacji
- Ten artykuł jest starszy niż rok.
- Opublikowano 31/10/2020, 11:21
- Zaktualizowane w 31/10/2020, 14:01
- Przeczytasz w ciągu 12 minut
- Autor: AFP Polska
Copyright © AFP 2017-2024. Jakiekolwiek komercyjne wykorzystywanie powyższych treści wymaga subskrypcji serwisu. Więcej informacji znajdą Państwo pod tym linkiem.
Ulotka została opublikowana 25 września na Facebooku. Zawiera ona 20 różnych twierdzeń na temat epidemii koronawirusa. Zweryfikowaliśmy większość z nich.
Covid-19 to światowe oszustwo - Fałsz
To twierdzenie było popularne wśród koronasceptyków pod koniec maja w momencie publikacji amerykańskiego dokumentu „Plandemic”. YouTube kilkakrotnie usuwał ten film, ale mimo to użytkownicy ponownie umieszczali go w sieci. Bohaterka filmu, amerykańska badaczka Judy Mikovits jest przedstawiona jako osoba ujawniająca prawdę o korupcji wśród wysoko postawionych urzędników i koncernów farmaceutycznych. Jednak jej twierdzenia zawarte w filmie są fałszywe i niepoparte żadnymi dowodami naukowymi - pisaliśmy o tym w połowie maja. Mikovits twierdziła, że wirus Covid-19 został wytworzony w laboratorium, a do wybuchu epidemii miały przyczynić się finansowane przez Stany Zjednoczone chińskie eksperymenty naukowe. Zarówno lekarze, jak i eksperci jednoznacznie stwierdzili, że nie ma żadnych dowodów na to, by badania na koronawirusach w Chinach przyczyniły się do wybuchu epidemii.
Dziennie na nowotwory umiera w Polsce 300 osób - Prawda
Autorem tej informacji jest Marszałek Senatu Tomasz Grodzki, który alarmował o średniej liczbie śmierci osób chorych na raka na początku marca. Swoją wypowiedź później powtórzył w programie „Jeden na Jeden” TVN 24.
Najnowsza publikacja o nowotworach złośliwych znajduje się na stronie Krajowego Rejestru Nowotworów. Zgodnie z raportem w 2017 r. na raka zachorowało 164 875 osób, a zmarło 99 644 osób. Dysponując danymi, możemy obliczyć średnią dzienną zgonów. Biorąc pod uwagę, że rok ma 365 dni, możemy obliczyć, że dziennie z powodu nowotworów umierają 273 osoby. W przybliżeniu odpowiada to zatem dziennej średniej podanej w treści na Facebooku. - Oczywiście brzmi to strasznie, ale liczba zgonów powinna być raczej rozpatrywana w odniesieniu do populacji, w której się wydarzyły, niż w odniesieniu do czasu - mówi dr hab. Joanna A. Didkowska, kierownik Zakładu Epidemiologii i Prewencji Pierwotnej Nowotworów w Narodowym Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie.
W 2016 r. odnotowano łącznie 164 140 zachorowań i 99 965 zgonów, co daje średnią liczbę 273 dziennie. W 2015 r. zachorowań było 163 281, a zgonów 100 601, co daje średnią 275 zejść dziennie.
Dziennie na choroby krążenia umiera w Polsce 500 osób - Trudne do przeliczenia
Jak czytamy w publikacji „Zachorowalność i umieralność na choroby układu krążenia a sytuacja demograficzna Polski” z 2015 r., w Polsce aż 46 proc. zgonów jest spowodowanych chorobami układu krążenia. Dane o zgonach gromadzi Główny Urząd Statystyczny we współpracy z Ministerstwem Zdrowia na podstawie wystawianych przez lekarzy kart zgonu, jednak Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w raporcie z 2013 r. (wersja zaktualizowana w 2018 r.) wykluczyła Polskę z analiz porównawczych dotyczących umieralności według przyczyn. Dlaczego? Ponieważ w raportach ponad 25 proc. zgonów zawiera „bezużyteczne opisy przyczyn” czyli tzw. garbage codes. Wraz z Polską analizą nie zostały objęte m.in. Bułgaria, Czarnogóra, Gruzja, Egipt, Grecja, Tajlandia czy Sri Lanka.
Na kartach zgonów wpisywane są terminy: „zatrzymanie krążenia”, „ustanie oddychania” (a także „ustanie krążenia i oddychania”), „niewydolność wielonarządowa”, „starość”, „śmierć naturalna” i „przyczyna nieznana”. Są one według WHO nieprecyzyjne i całkowicie bezużyteczne.
Zestawienie tabelaryczne prezentujące zgony według przyczyn określanych jako „garbage codes” dostępne jest na stronie GUS. Biorąc pod uwagę kody (zgodnie z Międzynarodową Statystyczną Klasyfikacją Chorób i Problemów Zdrowotnych) dotyczące chorób układu krążenia takich jak: „zatrzymanie krążenia”, „niewydolność serca” czy „zapalenie serca”, możemy stwierdzić, że zgonów z zakresu chorób układu krążenia w 2018 r. było 69 583. Biorąc pod uwagę, że rok ma 365 dni, możemy obliczyć, że dziennie umiera 191 osób z powodu chorób układu krążenia.
Na zeszłoroczną grypę odnotowano 4 mln zachorowań - Prawda
Z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego (NIZP) wynika, że w sezonie grypowym 2019/2020 w okresie od 1 września do 15 lipca odnotowaliśmy łącznie 3 873 136 zachorowań na grypę. Hospitalizacji wymagało ponad 17 tys. osób, a zmarło 65 osób.
Natomiast w sezonie 2018/2019 zachorowań odnotowano 4 460 511, przy czym liczba zgonów wtedy wyniosła 150. Liczba zachorowań na grypę nie zmienia się zbytnio na przestrzeni lat.
Obecny wskaźnik śmiertelności na Covid-19 z chorobami współistniejącymi wynosi 0,005 proc. (+- 10 osób dziennie) - Fałsz
W Polsce wskaźnik śmiertelności (case fatality rate CFR) Covid-19 wynosi obecnie 2,7 proc. i jest wyższy niż w Czechach i na Słowacji, ale niższy niż we Francji czy we Włoszech.
W świecie anglojęzycznym epidemiolodzy rozróżniają dwa wskaźniki. Pierwszy z nich to case fatality rate (CFR), a drugi to infection fatality rate (IFR). CFR oblicza się dzieląc liczbę zgonów spowodowanych chorobą w określonym czasie przez liczbę zdiagnozowanych chorych. Drugi sposób – IFR obliczamy, dzieląc liczbę zgonów z powodu Covid-19 przez liczbę wszystkich zakażonych, jednocześnie pamiętając, że trzeba oszacować ich rzeczywistą liczbę. Obecnie nie posiadamy wiarygodnych danych na temat częstości występowania zakażeń koronawirusem w całej populacji.
Jak mówi Sibylle Bernard-Stoecklin, epidemiolożka z Instytutu Zdrowia Publicznego we Francji, IFR to wskaźnik śmiertelności wśród wszystkich osób zakażonych, nie tylko tych zdiagnozowanych, ale też tych, u których choroba przeszła bezobjawowo, a osoby te nie zostały wykryte, ponieważ na przykład „nie poszły do lekarza lub nie miały zrobionego testu”.
Szacuje się, że śmiertelność IFR na świecie z powodu Covid-19 wynosi około 0,5-1 proc. WHO zaktualizowała te szacunki na konferencji 12 października i wyjaśniła, że wskaźnik IFR utrzymuje się na poziomie 0,6 proc.
Nie wykonujemy testów - Fałsz
Informacje o wykonywanych testach podaje Ministerstwo Zdrowia codziennie na Twitterze oraz na swojej stronie.
Obecnie w Polsce 221 laboratoriów wykonuje testy w kierunku Covid-19 (stan na 26 października).
Zasady zlecania testów na koronawirusa dostępne są na stronie Ministerstwa Zdrowia.
Test PCR nie służy do diagnostyki, lecz do badań naukowych - Fałsz
- To nieprawda. Są różne testy PCR, te których używamy są dopuszczone do diagnostyki człowieka - mówi prof. Urszula Demkow, kierownik Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Laboratoryjnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Badanie wykonywane metodą RT-PCR wykrywa obecność materiału genetycznego wirusa SARS-CoV-2. Są obecnie jedynym zalecanym narzędziem diagnostycznym, które umożliwia ostateczne potwierdzenie ostrej infekcji SARS-CoV-2. Ich wykonywanie zalecane jest przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Test RT-PCR polega na pobraniu próbki śliny lub wymazu nosogardła. - Test ma wykryć obecność genomu wirusa - mówi Juan Carballeda, badacz Krajowej Rady Badań Naukowo-Technicznych w Argentynie (CONICET), a także członek Argentyńskiego Stowarzyszenia Mikrobiologii w rozmowie z dziennikarzami AFP Factuel. To również potwierdza lekarz i doktor mikrobiologii Juan Sabatte: - Test PCR wykrywa określone sekwencje RNA obecne w RNA wirusa Sars-Cov-2.
Testy umożliwiają wykrycie zakażenia jeszcze przed wystąpieniem pierwszych objawów klinicznych, jak również u pacjentów bezobjawowych. Wykazują najwyższą czułość między 7. a 14. dniem od kontaktu z koronawirusem SARS-CoV-2 (jest to zwykle czas występowania u pacjenta pierwszych objawów zakażenia).
Im więcej przeprowadzonych testów, tym więcej zakażeń na Covid-19 - Fałsz
Prof. Demkow: - Nie, liczba osób zakażonych nie zależy od liczby wykonanych testów. Ewentualnie liczba wykrytych zakażeń może zależeć od liczby wykonanych testów. Powinno się testować jak najwięcej osób, ponieważ każdy zakażony może nieświadomie zakażać innych, a więc przyczyniać się do nasilenia epidemii.
Koronawirus jest tym samym, co bezobjawowa grypa - Fałsz
Jak mówi dr Paweł Grzesiowski, dyrektor Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji w Warszawie oraz Prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń, w medycynie nie ma dokładnej definicji pojęcia „bezobjawowej” grypy. - Generalnie Covid-19 jest pod względem objawów bardzo podobny do grypy, ale śmiertelność jest 5-10 razy większa niż w grypie - uważa immunolog.
Sibylle Bernard-Stoecklin, epidemiolożka z Instytutu Zdrowia Publicznego we Francji: – Oczywiście nie można bagatelizować grypy, ponieważ ta również może być poważną chorobą, ale porównywanie wirusa Covid-19, który wywołał pandemię na świecie z sezonową grypą nie ma większego sensu.
Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC) wyjaśnia, że istnieją pewne kluczowe różnice między grypą a Covid-19. Ten ostatni „wydaje się rozprzestrzeniać łatwiej niż grypa i u niektórych osób powoduje poważniejsze objawy”. Inną ważną różnicą jest to, że wciąż nie ma szczepionki na Covid-19 i jak na razie jedynym i najlepszym sposobem zapobiegania zakażeniu jest unikanie kontaktów z osobami zakażonymi.
Frédéric Altare z Inserm podkreśla, że koronawirus powoduje u niektórych osób ostre infekcje dróg oddechowych. – Zatem choroba jest znacznie poważniejsza niż grypa – tłumaczy.
– Powrót do zdrowia po pobycie na intensywnej terapii trwa miesiącami. Skutki uboczne tej ostrej choroby u dużej grupy osób utrzymują się bardzo długo – zauważa Dominique Costagliola, epidemiolożka z francuskiej firmy Inserm.
Z powodu tempa, w którym przybywa zakażonych na Covid-19, przeciążone są szpitale i ubywa łóżek dla wszystkich chorych, również dla tych, którzy leczą się na choroby niezwiązane z koronawirusem.
Koronawirus to pierwsza w historii choroba, którą można przejść nieświadomie - Fałsz
To nieprawda, absurd, mówią lekarze. Wiele chorób jest bezobjawowych i ludzie mogą się dowiedzieć, że je przeszli dużo później np. przy okazji badań kontrolnych, które wykażą obecność przeciwciał w organizmie. Tak zdarza się często w wypadku chlamydii, czy nawet tzw. „niemego” zawału serca.
Pytany o to stwierdzenie, dr Grzesiowski podkreślił, iż jest wiele zakażeń bezobjawowych, które przechodzimy od urodzenia. Tak jest np. z cytomegalią, wirusową chorobą gruczołów ślinowych. Nieświadome może być także długotrwałe nosicielstwo np. wirusów zapalenia wątroby HBV czy HCV. Nawet początek zakażenia HIV jest bezobjawowy.
Bezobjawowych przypadków koronawirusa jest 85 proc. - Prawda
Ta liczba odpowiada w przybliżeniu ocenie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z początku marca 2020. Według danych WHO, 80 proc. zakażeń dotyczących Covid-19 na całym świecie jest bezobjawowych albo skąpoobjawowych. 15 proc. zakażeń jest ciężkich i wymagają one podawania tlenu, a 5 proc. wentylacji, czyli umieszczenia chorego pod respiratorem. Dr Grzesiowski potwierdza te wyliczenia jeśli chodzi o szacunki w Polsce. - Około 50 proc. jest bezobjawowych a 35 proc. skąpoobjawowych - mówi ekspert.
Koronawirus to choroba, z której wychodzimy bez przyjmowania leków - Wyjaśniamy
To częściowa prawda i częściowy fałsz. Nie znaleziono do tej pory lekarstwa działającego bezpośrednio na koronawirusa, choć intensywne poszukiwania są w toku w wielu krajach. W lekkich przypadkach lekarstwa nie są potrzebne, natomiast w ciężkich mogą być pomocne. Według niedawnego artykułu Journal of American Medical Association, badania potwierdziły, że deksametazon - syntetyczny glikokortykosteroid, o silnym działaniu przeciwzapalnym, przeciwalergicznym, zmniejsza śmiertelność w ciężkich przypadkach Covid-19.
Natomiast lek antywirusowy remdesivir skraca czas powrotu do zdrowia chorych na Covid-19 leczonych w szpitalach, ale nie stwierdzono, żeby zmniejszał śmiertelność.
- Zastosowanie leków zależy od przebiegu choroby - tłumaczy dr Grzesiowski i dodaje: - Lekkie przypadki nie wymagają w ogóle leczenia, a ciężkie muszą być leczone w bardzo złożony sposób.
Nie ma wzrostu zachorowań na koronawirusa - Fałsz
To stwierdzenie jest ewidentnie fałszywe. Postęp pandemii można obserwować na przykład na stale aktualizowanej stronie Światowej Organizacji Zdrowia. Sytuacja w Polsce jest przedstawiona przez Ministerstwo Zdrowia.
Czy epidemia skończy się, gdy przestaniemy się testować? - Fałsz
Nie istnieje żadna zależność między liczbą testów a realnym stanem zakażeń, autor tego stwierdzenia zdaje się sugerować spiskową teorię pandemii. Dr Grzesiowski: - W Polsce w marcu wykonywano 4 tys. testów dziennie, a zachorowań było 200 na dzień. W sierpniu wykonywano 20 tys. testów dziennie, a zachorowań było 700 na dzień. Testy to tylko badania, wystarczy zobaczyć, co się teraz dzieje - około 10 proc. testów jest dodatnich, a niezależnie od testów ludzie trafiają do szpitala.
Czy maseczka zatruwa płuca? - Fałsz
Autorzy twierdzenia nie precyzują o jakie zatrucie chodzi. Możemy domyślać się, że chodzi o zatrucie płuc dwutlenkiem węgla, do którego rzekomo dochodzi na skutek noszenia maseczki. Takie informacje zdementowała już Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).
„Długotrwałe stosowanie masek chirurgicznych, prawidłowo noszonych nie powoduje ani zatrucia dwutlenkiem węgla ani niedotlenienia” - czytamy w oświadczeniu WHO.
Prawdą jest, że podczas wydychania część dwutlenku węgla pozostaje w obrębie maseczki, koło ust. Jednak nie są to ilości, które mogą być szkodliwe nawet w przypadku maseczek FFP2.
O rodzajach maseczek można poczytać w naszym artykule z końca marca.
- Maseczki filtrujące FFP2 były poddawane wielokrotnym testom, które nie stwierdziły ich negatywnego wpływu na zdrowie człowieka. Maseczki FFP2 są noszone przez personel medyczny nie dłużej niż siedem godzin - powiedział AFP profesor medycyny publicznej Claudio Méndez z Uniwersytetu w Chile.
W przypadku maseczek bawełnianych, własnej roboty, które w minimalnym stopniu zatrzymują dwutlenek węgla, ryzyko niedotlenienia jest jeszcze mniejsze.
Więcej o maseczkach pisaliśmy pod koniec października.
Nie ma podstawy prawnej, by karać za brak maseczek - Prawda
Przepisy w tej kwestii są niespójne i nie ma podstaw do karania za brak maseczek [stan na 30 października 2020 r.]. Dlatego też w Sejmie trwają prace nad nowelizacją tzw. ustawy covidowej, która umożliwi m.in karanie za brak maseczek. Nowelizacja została w poniedziałek przyjęta przez Senat i wróciła do Sejmu. „W noweli przewidziano karanie grzywną za nieprzestrzeganie obostrzeń, np. dotyczących noszenia maseczek. Jest tam także przepis, zgodnie z którym nieprzestrzeganie obowiązku zakrywania ust i nosa będzie stanowiło uzasadnioną przyczynę odmowy sprzedaży” - czytamy w artykule na stronie Dziennika Gazety Prawnej.
Jak wygląda sytuacja obecnie? Przepisy zobowiązujące do noszenia maseczek są wadliwe, tj. wydane bez właściwej podstawy w ustawie. Obecnie zasady noszenia maseczek w przestrzeni publicznej określa rozporządzenie Rady Ministrów z 9 października 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii. Za nieprzestrzeganie tego nakazu grozi mandat.
Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar kilka razy zwracał uwagę, że rządzący walczą z epidemią bez podstawy prawnej. „Obowiązek zakrywania ust i nosa w miejscach ogólnodostępnych ponownie wprowadzono z naruszeniem zasad tworzenia prawa” - napisał Bodnar w liście do premiera i dodał, że zgodnie z Konstytucją powinna to bowiem przewidywać ustawa, a nie rozporządzenie rządu.
Stąd niektórzy sędziowie zwracali uwagę na brak ustawy, która by pozwalała na karanie za brak maseczek. Mówili wręcz, tak jak sędzia Joanna Hetnarowicz-Sikora, o „bublu prawnym”
Podsumowując, obecnie nie ma podstawy prawnej, która umożliwiałaby karanie za brak maseczek. Ta sytuacja ulegnie zmianie jak tylko zakończone zostaną prace nad nowelizacją tzw. ustawy covidowej.
Odmowa obsługi za brak maseczki jest przestępstwem - Trudne do zweryfikowania
Według Ministerstwa Zdrowia sprzedawca ma prawo odmówić sprzedaży towaru klientowi, który nie ma w sklepie zasłoniętych ust i nosa.
Jak czytamy na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich regulamin sklepu może ustalać zasady korzystania z jego usług, jednak jego zapisy muszą być zgodne z prawem i nie powinny mieć charakteru dyskryminującego.
Rzeczywistość jednak pokazuje, że przepisy projektowane w związku z sytuacją wywołaną pandemią koronawirusa często nie pozwalają na skuteczne egzekwowanie nakazów i wyciąganie konsekwencji w związku z ich łamaniem.
Jak czytamy w artykule “Gazety Wyborczej”, taka sytuacja miała miejsce w Suwałkach. Latem ekspedientka poprosiła młodą kobietę o zakrycie ust i nosa, ale klientka nie zareagowała. W odpowiedzi na zachowanie klientki, ekspedientka odmówiła jej obsłużenia.
Klientka zgłosiła sprawę policji. Funkcjonariusze skierowali wniosek do sądu o ukaranie sklepowej. Sprawa toczyła się na podstawie Kodeksu wykroczeń. Sąd Rejonowy w Suwałkach wymierzył ekspedientce symboliczną grzywnę w wysokości 100 zł za to, że umyślnie „bez uzasadnionej przyczyny” odmówiła sprzedaży towarów klientce. Według sędziego brak maseczki nie był uzasadnionym powodem.
Jednak w połowie września sąd ekspedientkę uniewinnił, ponieważ jak wskazywał sędzia „winna jest niedbała legislacja”.
Autor ulotki powołuje się na przepisy zawarte w Kodeksie karnym, które odnoszą się do szantażu, jednak stanowisko Inspekcji Handlowej jest jednoznaczne - sprzedawca ma prawo odmówić obsługi. „Zamieszczenie stosownej informacji, o konieczności zakrywania ust i nosa oraz korzystanie przez sprzedających z uprawnień na gruncie prawa cywilnego jest zasadne” - czytamy w komunikacie Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Warszawie, Delegatury w Ostrołęce.
Podsumowując, przepisy nie są jasne, jednak przykład Suwałk pokazuje, że ekspedienci mają prawo odmówić obsługi w przypadku, kiedy klient nie zakrył ust i nosa.
---
Według oficjalnych danych zebranych przez AFP 30 października z powodu Covid-19 zmarło ponad 1 175 tys. osób na świecie i 5351 w Polsce.
Zastanawiasz się czy informacja jest prawdziwa? Napisz do nas. Sprawdzimy
Skontaktuj się z nami